Julita Szczepankiewicz w krótkim artykule pt. „Sol Rosenkranz, nowojorski biznesmen z Krośniewic” przedstawiła jego postać:
Sol Rosenkranz [Solomon Rozenkranc] urodził się 16 lutego 1918 roku w Grabowie pow. łęczycki. Dwa lata później jego rodzina przeniosła się do Krośniewic i zamieszkali przy ul. Kutnowskiej 2, w domu, który był ich własnością. W Krośniewicach, latach 1939-1942, był świadkiem prześladowań a następnie likwidacji lokalnej społeczności żydowskiej. Udało mu się uniknąć wywózki do obozu zagłady w Chełmnie, do końca wojny był więźniem niemieckich obozów koncentracyjnych i uczestnikiem „marszów śmierci”. Po zakończeniu wojny powrócił do Krośniewic, lecz szybko zdał sobie sprawę, że w Polsce i Europie nie ma dla niego miejsca.
Poniżej prezentujemy fragment „Wspomnień z lat 1939−1946” Sola Rosenkranza zamieszczonych w XXIV tomie Kutnowskich Zeszytów Regionalnych:
Urodziłem się w Polsce w 1918. Moja rodzina składała się z dziewięciu osób: moich rodziców Jehudy i Racheli, dwóch sióstr, Chai Sary i Rifki Gitli (trzecia siostra Miriam Lea umarła przed wojną) oraz dwóch braci − Mordechaja Cwi i Henryka [Henocha][1]. Najstarszy z braci Mordechaj ożenił się z Lubą mieli 2,5-letniego synka Eliasza [Elijahu]. Moja rodzina była bardzo religijna. W każdy Szabat z radością siadywaliśmy wokół rodzinnego stołu i śpiewaliśmy zimrot. Był to bardzo piękny i przyjemny wstęp do każdego Szabatu i święta. Atmosfera w naszej synagodze była również bardzo podniosła i pełna wzruszeń.
Nagle, w piątek,1 września 1939, wybuchła wojna, i w ciągu kilku krótkich dni naziści zajęli nasze miasto Krośniewice, położone na przecięciu dróg Warszawa − Berlin i Łódź − Gdańsk. Natychmiast po przybyciu obrabowali żydowskie sklepy. Oczywiście wtedy nie rozumieliśmy natury nazistów, więc wszyscy właściciele sklepów poszli na skargę do władz wojskowych, po to tylko, aby ich zatrzymano i spędzono do piwnicy miejscowej szkoły. Ustawieni byli w szeregu, twarze mieli porozbijane o ścianę. Zostali strasznie pobici i odesłani do domu. Dwóch zatrzymanych zabito na miejscu, a ich ciał nigdy nie oddano. Potem zakazali Żydom gromadzenia się w synagodze z okazji Nowego Roku lub nabożeństwa Jom Kipur. Stworzyliśmy więc własny dom modlitewny i odprawialiśmy świąteczne nabożeństwa w tajemnicy. Kilka dni po Jom Kipur naziści zabrali 75-letniego rabina oraz całą jego rodzinę − żonę i trzech synów − i rozstrzelali przy wejściu do świątyni. Na świadków tej zbrodni zgromadzili część ludności pochodzenia żydowskiego. Następnie wydali dekret zabraniający Żydom chodzenia po chodnikach. Ci, którzy zignorowali te rozkazy, zostali rozstrzelani na miejscu. Naziści zaczęli zabierać Żydów z ulicy i w bardzo brutalny sposób ścinali im brody. Wielu zostało rannych. Następnie wybrali grupę Żydów na członków Żydowskiej Rady Starszych – Judenrat − w celu utworzenia getta. Całą dwutysięczną żydowską ludność postanowili stłoczyć na jednej ulicy. Wkrótce potem zaczęły się łapanki do getta i aresztowania. Jeśli nie mogli znaleźć wystarczającej liczby osób w celu wypełnienia codziennej normy, włamywali się do domów, zabierając każdego, kogo znaleźli. Mój ojciec był wśród pierwszych schwytanych i wywiezionych. Do dnia dzisiejszego nie wiem, co się z nim stało. Każdy Żyd musiał pracować dwa dni w tygodniu bez zapłaty, i stopniowo wzrosło to do pełnego wymiaru czasu pracy na takich samych warunkach. Dostawaliśmy tylko skromną rację żywności. Trwało to do czasu, aż żaden zdolny do pracy mężczyzna nie pozostał w getcie – czyli do roku 1941. Chodziły pogłoski, że zachodnie getto jest likwidowane, a Żydzi wywożeni do obozu zagłady w Chełmnie, oddalonego od mojego miasta o 40 − 50 kilometrów.
[1] W amerykańskiej pisowni żydowskich nazw własnych, w tym imion i nazwisk, zastosowano polską transkrypcję oraz podano ich oryginalne brzmienia w nawiasach kwadratowych – przyp. red.